"Witaj w klubie", to opowieść o AIDS w czasach, kiedy bezwzględnie zabijało. Pozytywny wynik testu na HIV świadczył tylko o jednym: niedługo umrzesz, koniec, kropka. Nawet jeśli będziesz brał leki, choć te odwloką ten moment o kilka miesięcy, może kilka lat.
Teksański kowboj, Ron, jest stuprocentowym heterykiem, lubi palić, pić, lubi rodeo i zaliczanie kolejnych kobiet. Jest też homofobem, dlatego wiadomość o tym, że ma AIDS (nazywany zresztą wtedy "rakiem gejów") spada na niego jak grom z jasnego nieba. Razem z wyrokiem: został panu najwyżej miesiąc życia.
To czas kiedy do użytku w Stanach Zjednoczonych zostaje dopuszczony pierwszy lek mający spowolnić działanie wirusa - AZT. Toksyczny i trujący, ale choć na moment ratujący życie. Kiedy Ron go nie dostaje, postanawia zdobyć na własną rękę.
W tym czasie w innych krajach dostępne są już inne, znacznie skuteczniejsze leki, których jednak amerykańska FDA nie chce dopuścić do użytku. W ich poszukiwaniu, Ron trafia do Meksyku. I tam je zdobywa i postanawia na nich... zarobić.
Zakłada specjalny klub (wtedy zresztą takich klubów działało w Stanach kilka): ponieważ handel lekami niezatwierdzonymi przez FDA był karany, płaciło się za członkostwo w klubie, a leki - dostawało za darmo.
Ale jak tu znaleźć klientów? Tu pojawia się, poznana przez Rona w szpitalu postać Rayony (genialnie grana przez Jareda Leto). To trans, który jednego dnia potrafi zorganizować dwudziestu klientów.
Biznes zaczyna się kręcić, a prostacki Ron zaczyna ratować życie setkom ludzi.
Oczywiście nie podoba się to federalnym władzom, więc razem z ratowaniem życia przychodzi ciągła walka z lekarzami i bezdusznymi urzędnikami.
Rok temu na LGBT Film Festiwalu widziałem dokument "Miłość w czasach zarazy". Teraz w fabule "Witaj w klubie" potwierdza się sporo tez tego dokumentu. Amerykańska FDA w obliczu tysięcy umierających ludzi, zwlekała ile się da z zatwierdzaniem leków, które w innych krajach z powodzeniem ratowały chorych, zasłaniając się bezpieczeństwem. Ale czy umierający człowiek myśli o bezpieczeństwie w sytuacji kiedy pojawia się cień nadziei na przeżycie? Bezduszność amerykańskich urzędników w pierwszych latach epidemii AIDS była karygodna.
Ron do końca zostanie teksańskim kowbojem, ale i on się zmienia: jego GBT-fobia łagodnieje. On sam musi walczyć tak samo jak osoby nieheteroseksualne, którymi tyle lat gardził. I powoli pieniądze schodzą na dalszy plan.
Przeżył dużo dłużej, niż przewidywali mu to lekarze. Na sprowadzanych z zagranicy lekach. Zmarł w 1992 roku. A film - obowiązkowo do zobaczenia!
Pozdrowienia!
Wasz
M. Dyr.
Chyba pierwszym jaki widziałem film LGBT poruszający kwestie HIV/AIDS była "Filadelfia " z rewelacyjną rolą Toma Hanksa.Poruszjącym filmem jest też "Długoletni przyjaciele" opowiadający o początkach wystąpienia epidemi HIV/AIDS w środowisku amerykańskich gejów w Nowym Jorku i w Kalifornii.Kolejny film to " Nasi synowie" z Julią Andrews czy chociażby przejmujący w swoim charakterze " Dom chłopców ".Wszystkie one poruszają kwestie HIV/AIDS w środowisku gejów i ich bliskich w lepszy lub troche inny sposób ale na równi pokazują że osoby żyjące z HIV/AIDS są takie jak my wszyscy i że żyją obok nas i kochaja tak samo jak my a nawet czasami jeszcze bardziej emocjonalnie.Gorąco polecam któryś z wyżej wymienionych filmów.
OdpowiedzUsuńBardzo lubimy również choćby "Dom chłopców". Gratulacje, zapraszam do kina :) Przyślij proszę na adres konkurs@bearbook.pl nazwiska dwóch osób, na które mają czekać bilety - będą do odebrania w kinie przed seansem :)
UsuńPozdrowienia!
Wojtek
M. Dyr.
Misiowo witam,
OdpowiedzUsuń- 25 marca - nie 25 kwietnia - mam rok czekać na fajny film? :-) roztyję się jeszcze bardziej:-)
- filmem, który wstrząsnął mną wenerycznie był "Freddie Mercury - wielki mistyfikator" - żaden scenariusz, żaden kadr, żaden efekt specjalny nie łzawi oczu bardziej niż... życie. Autentyczność, choć brutalna, choć niepodrasowana, to jednak siła wypchnięcia do gabinetu poboru krwi i kołowrotka myśli jest nieporównywalna z filmem fabularnym. Mimo to cieszę się, że powstają filmy o tematyce hiv, gdyż podprogowo pełnią ważną misję edukacyjną i znormalniają inność.
Och, racja! Głupi Miś, już poprawił :)
UsuńA dla Ciebie oczywiście zaproszenie na film "Test na życie" - przyślij proszę na adres konkurs@bearbook.pl nazwiska dwóch osób, na które mają czekać bilety - będą do odebrania w kinie przed seansem :)
Pozdrowienia!
Wojtek
M. Dyr.
Niestety ja jutro nie mogę, dlatego chętnie przekazuję zaproszenie innej osobie, która z przyjemnością obejrzy. Wypowiedziałem się, gdyż temat ważny i potrzebny:-) Pozdrawiam ciepło i przy kolejnej okazji się przypomnę. Pozdrawiam wszystkich:-)
UsuńNo dobrze, zaproszenie wraca do puli :) Czy masz kogoś chętnego?
Usuń"Filadelfia" była pierwsza, wzruszająca i mocna, ale to "Anioły w Ameryce" są niezapomniane.
OdpowiedzUsuńNigdy nie zapomnę opuszczonego Justina Kirka w szpitalu, którego chłopak nie jest w stanie się pogodzić z chorobą przyjaciela. I, rzecz jasna, umierającego "na grypę" Al Pacino.
Poza tym - rewelacyjne aktorstwo i charakteryzacja (gdyby nie napisy końcowe, nigdy bym nie rozpoznał w rabinie Meryl Streep).
Ekstra :)
UsuńProsimy jak najszybciej o maila: konkurs@bearbook.pl z dwoma nazwiskami na jakie mają czekać zaproszenia w kinie :) Listę nazwisk musimy podać do południa we wtorek, więc prosimy się zmieścić w tym terminie :)